Sołectwo Jodłownik
Informacje o sołectwie Jodłownik. Dane statystyczne, statuty, dane kontaktowe
Więcej...Pod koniec XVII wieku w Woliborzu żył hrabia Gispert. Pochodził on ze znaczącego szlacheckiego rodu który osiadł w Górach Sowich już 200 lat wcześniej. Hrabia pełnił ważne wojskowe urzędy i cieszył się w okolicy wielkim szacunkiem jako wzorowy gospodarz, mąż i ojciec...
Pewnego dnia jednak będąc w pobliskim mieście spotkał ów Hrabia na swej drodze piękną kobietę o imieniu Weronika. Zawładnęło nim nagłe uczucie, któremu nie był w stanie się oprzeć. Wkrótce znajomość przemieniła się w płomienny romans. Hrabia długi czas ukrywał ten sekret przed najbliższymi. Z Weroniką spotykał się potajemnie w swojej górskiej leśniczówce. Zaczęto jednak dziwić się jego tak częstym samotnym wyprawom na polowania i wkrótce sekret został odkryty. Zhańbiona zdradą żona hrabiego opuściła pałac, a w jej miejsce wprowadziła się Weronika. Z czasem zyskała ona sobie w domu hrabiego tak silną pozycję, że dostała od niego pozwolenie na zarządzanie całym majątkiem kiedy on wyjeżdżał na długie służbowe podróże.
Jak się wkrótce okazało jej rządy opierały się na licznych intrygach i oszustwach. Nie płaciła służbie, chłopom i górnikom ich i tak nędznej już pensji. Skradzionymi w ten sposób pieniędzmi wypełniała własne kieszenie, część wydawała na huczne biesiady i zabawy w okolicznych gospodach, resztę pożyczała okolicznej szlachcie na wysoki procent. Na nic zdawały się żale i skargi zanoszone przez okoliczną ludność do samego hrabiego. Sytuacja taka trwała aż do dnia, w którym to... chciwą Weronikę znaleziono martwą w jej komnacie.
Leżała przebita szpadą na skrzyni pełnej złota i srebra, zabita z pewnością przez jednego z dłużników, który nie był w stanie spłacać wysokich odsetek. Ciemiężeni przez nią do tej pory okoliczni mieszkańcy odetchnęli z ulgą.
Wkrótce jednak okazało się, że zła dusza Weroniki nie może opuścić tego świata. Nie mogąc zaznać spokoju po śmierci błąkała się po okolicy pod postacią upiornej zjawy. Straszone przez nią konie nie dawały się zaprząc do wozów, krowy nie dawały mleka, a kury jajek. Przerażeni ludzie zamykali się w domach, ale zjawa i tak zawsze dostawała się do środka nie dając im w nocy spać.
W końcu zebrano naradę, na której zastanawiano się jak zaradzić tej strasznej sytuacji - nikt jednak nie miał pojęcia co robić. Nagle z tłumu wystąpił młody parobek z Woliborza imieniem Jakub. Powiedział, że jeszcze tej nocy wszystkiemu zaradzi, a w zamian chce jedynie kawałek pola, gdyż sprzykrzyło mu się już pracować u innych gospodarzy. Wszyscy wątpili w jego siły, ale z braku lepszego pomysłu przystano na to i dzielny parobek pobiegł się przygotowywać.
Jakub wiedział co robić - już wiele dni wcześniej wymyślił, że jeśli upiór dostaje się nocą do szczelnie zamkniętych domów to z pewnością musi to robić przez komin. Gdy zapadł zmrok wziął drabinę, mocny wór po zbożu i ukrył się przy wiejskich domach. Nie musiał długo czekać kiedy z jednej z chałup dobiegł go przerażony głos domowników. Szybko wdrapał się na dach, jutowy worek zarzucił na komin i gdy straszydło chciało przez niego wylecieć pochwycił je a wór szybko związał.
Zaraz zbiegli się wszyscy. Ciężki pakunek zarzucono na wóz, który musiał być ciągnięty aż przez sześć koni i konwój ruszył głęboko w las ku Przełęczy Woliborskiej. Gdy tam dotarli, przy pomocy wielu mężczyzn wniesiono wór z wierzgającą w niej piekielną istotą na pobliski szczyt. Tam wrzucono ją w wykutą w litej skale, głęboką na 10 metrów jamę. Szybko przygnieciono ją ciężkimi głazami, zasypano ziemią i oznaczono. Mieszkańcy Woliborza wreszcie w spokoju mogli wrócić do normalnego życia. Wieść o tym rozeszła się po okolicy i od tamtego dnia zaczęto ów szczyt zwać Czarcią Górą. Do dzisiaj na jej szczycie znaleźć można ułożoną wtedy stertę kamieni..